Muzyczna Nibylandia

Forum ogólnotematyczne: dotyczące muzyki. Kochasz muzykę? Masz swojego muzycznego idola? Tak? To "Muzyczna Nibylandia" jest właśnie dla Ciebie!

Ogłoszenie

Forum poszukuje grafika i tłumacza - w przypadku grafika wymagania, to umiejętność obsługi takich programów jak np. GIMP, czy Photoshop w przypadku tłumacza: znajomość języka angielskiego; jeżeli jesteś zainteresowana/-y napisz: muzycznanibylandia@gmail.com

#1 2010-12-29 16:39:32

none

http://wgrajfoto.pl/pokazfoto/img1210/nowyuser5d78.jpg

Zarejestrowany: 2010-12-29
Posty: 2
Punktów :   

Victory or Death

Witam się nieśmiało i wstawiałm pierwszy odcinek mojego opowiadania.
Uprzedzę tylko, że głównym bohaterem jest Michael Jackson, i aby Was nie zrazić, nie jest to jedna z tych historyjek rodem z "żyli długo i szczęśliwie - on i jego fanka". Dodam jeszcze, że moje początki nie były najlepsze, więc uporamy się z pierwszymi częściami, a potem (mam nadzieję) będzie lepiej; początkowo będzie to forma kartki z pamiętnika pisana w pierwszej osobie, liczny pojedynczej, rodzaju męskiego.
Miłego czytania!

Wstałem o brzasku. Niewyspany, zszedłem na dół napoić się szklanką mleka. Schodząc do kuchni zastanawiałem się nad tym, dlaczego to akurat ja cierpię na częstą bezsenność. Wszedłem do pomieszczenia, a zważywszy na to, że było jeszcze dość ciemno ledwo widziałem zarysy poszczególnych przedmiotów. Otworzyłem lodówkę, z której wyłoniła się mglista poświata oświetlająca jej pustoszejące wnętrze. Wyjąłem mleko i wypełniłem nim do połowy, stojącą obok, szklankę, w której i tak pewnie nie zamoczę ust. Nie cierpię mleka, ale zawsze wmawiam sobie, że jest zdrowe i świetnie pomaga zwalczać "problemy".Alkohol podobno działa tak samo, ale ja rzecz jasna, go nie pijam. Postawiłem szklankę na blacie i pochyliłem się nad nią. Czułem się przygnębiony. Powoli zaczynało docierać do mnie, jak bardzo obarcza mnie rzeczywistość.
Powolnym ruchem ująłem szklankę w dłoń i kierowałem się ku wyjściu, kiedy przypomniałem sobie o nie domkniętych drzwiczkach lodówki. Głośno westchnąłem i zatrzasnąłem je.
Skierowałem swój wzrok na mały stolik, przy którym kiedyś tak chętnie i często jadałem podwieczorki. I nagle... przypomniał mi się sen dzisiejszej nocy.
Byłem sam, na bliżej nieokreślonym terenie przypominającym pustynię. Była noc. Księżyc w pełni oświecał mi drogę a ja stałem w miejscu. Byłem czymś bardzo zaintrygowany, bo skupiłem swoje myśli tylko na tym, nie zwracając uwagi na wchodzące na mnie skorpiony. Kiedy zorientowałem się, że obłażą moje ciało, zacząłem wrzeszczeć i biec przed siebie zrzucając je. Gdy się ich pozbyłem dostrzegłem zarys siedzącej postaci, przy moim małym, kuchennym stoliku. Sylwetkę drobnej kobiety, której wzrok utkwił w moich źrenicach. Jej blond, ,jedwabisty wodospad włosów opadał na plecy. Piwne oczy patrzyły na mnie znajomo, jakby chciały coś przekazać, a wąskie, blado-czerwone, usta ani razu nie wypowiedziały ani jednego słowa. Trzymała w ręku białą różę, mój ulubiony kwiat. Patrzyła na nią pożegnalnym wzrokiem, położyła na stoliku i..odeszła. Widziałem, jak płynnie kierowała się ku, już wtedy, wschodzącemu słońcu. Nie pobiegłem za nią. Wiedziałem, że wróci. Wróci, bo będę jej potrzebował.
I oto cały mój sen. Muszę się nad nim bliżej zastanowić. Do kuchni weszła Mary, moja kucharka i zarazem dobra przyjaciółka
-Cześć, Michael. Jak się spało? Z tego co widzę to musisz chyba wcześniej chodzić spać. Wiesz, że nie wolno ci się przemęczać, musisz jeść zdrowsze posiłki i...
-Mary - codziennie ta sama gadanina – Ja już chyba nie mogę jeść zdrowszych posiłków. Nie jestem małym dzieckiem i wiem co mam robić. Rozumiem, że boicie się o mnie, ale umiem o siebie zadbać. Naprawdę. - Wziąłem jabłko ze stołu i nadgryzłem je – Nie przygotowuję się do maratonu olimpijskiego, choć czasem po koncertach czuję się, jakbym właśnie taki przebiegł – na jej twarzy malowało się zmieszanie – chodzi mi tylko o to, że czuję się po nich spełniony i szczęśliwy. Koncertowanie to moje życie, a wy nie możecie wyznaczać w nim ciągłych reguł. Z resztą, trasa jakiś czas temu się skończyła, więc dajcie mi trochę luzu.
-Dobrze, przepraszam. Więc co chcesz dzisiaj zjeść na śniadanie?
-Zjem...gofry!
-Gofry?Conrad ostatnio mówił...
-Wiem co mówił. Twierdzi, że codziennie muszę jeść coś, co nie ma smaku. Może i jest zdrowe, ale ja też od czasu do czasu potrzebuję zjeść coś treściwego, co nie przypomina błota, więc proszę Cię, zrób mi gofry. -Ja w tym czasie się przebiorę.
Założyłem luźne, czarne spodnie i ciemno-zieloną, flanelową koszulę. Położyłem się na łóżku i starałem się zrozumieć mój sen. W sumie, to ludziom śnią się różne, dziwne rzeczy, więc nie powinno to być niczym dziwnym – pomyślałem. Jednak ta myśl wcale mnie nie uspokoiła.
Na tym samym stole, przy którym „siedziałem” z nieznajomą , czekały na mnie trzy gofry: dwa z malinami i jeden z polewą toffie. Postanowiłem, że zjem w salonie. Mój wzrok skierował się, znowu, na mały stolik w kuchni.
-Byłbym zapomniał! Pamiętasz, że jutro jedziesz do szpitalika dziecięcego? - tak, Wayne potrafi zaskakiwać.
-Wayne – przerwałem mu, jak zwykle – przecież wiesz, że nie zapomnę. NIGDY bym tego nie zrobił.
-Jestem Twoim menedżerem i moim obowiązkiem jest przypominać Ci o takich sprawach.
-Dobra, dobra. Powiedz Mary, że robi najlepsze gofry na świecie. Ja pójdę coś poczytać.
Mówiąc „coś” miałem na myśli konkretny rodzaj literatury. Poszedłem do biblioteki w celu znalezienia książki, która wyjaśni mi mój nietypowy sen. Fantastyka – nie, wiersze – nie, baśnie – kuszące, ale niestety nie. Chodziłem pomiędzy regałami ponad godzinę, finalnie wybierając trzy książki z zakresu ”Zdolności umysłu”. Wyciągnąłem z półki :”Twoja Świadomość”, „Tajemnice snów” i „ Twoja podświadomość – to o czym śnisz”. Byłem zły na siebie, że moja ”kolekcja” na ten temat jest tak uboga. W przyszłości muszę powiększyć swoje zbiory.
Tak jak myślałem, książki niestety nie pomogły wytłumaczyć mego snu. Sam muszę nad tym pomyśleć.

Ostatnio edytowany przez none (2010-12-29 16:59:55)

Offline

 

#2 2010-12-30 17:31:48

 Kasia531

http://wgrajfoto.pl/pokazfoto/img1210/admin0fc4.jpg

2753731
Zarejestrowany: 2010-12-02
Posty: 7
Punktów :   
Ulubiony utwór: Smooth Criminal.
Ulubiony artysta: Michael Jackson ;)
Ulubiony film: Tylko mnie kochaj
Zawód: Uczennica
Czym się zajmuję : muzyką i sportem

Re: Victory or Death

Bardzo piękne Czekam na dalsze odcinki


" Gdy otwieram usta wypływa z nich muzyka" <3

Offline

 

#3 2010-12-30 18:47:27

none

http://wgrajfoto.pl/pokazfoto/img1210/nowyuser5d78.jpg

Zarejestrowany: 2010-12-29
Posty: 2
Punktów :   

Re: Victory or Death

Przerywnik, jeśli można tak nazwać ten fragment, wklejony tuż po rozpoczęciu.

Tej nocy znowu się rozbudziłem i zszedłem na dół. Nie mogłem sobie przypomnieć sobie mojego snu, ale wiem, że na pewno Ona nie brała w nim udziału. Skierowałem wzrok na mały stolik, przy którym razem siedzieliśmy. Usiadłem przy nim. Czas dłużył się niemiłosiernie, a ja siedziałem przy małym, kuchennym stole, gniotąc chusteczki higieniczne i myśląc, że się zjawi i powie mi o co chodzi. Ten sen nie dawał mi spokoju. Zdecydowałem jednak pójść na górę, wyspać się i być wypoczętym na jutrzejszą wizytę w szpitalu.
Wayne obudził mnie, jeśli można to tak w ogóle nazwać, po prostu zwlókł mnie z łóżka o siódmej na dranem , twierdząc, że jeśli zaraz nie wstanę to z moją karierą koniec. On często panikuje. Mimo tego, bardzo go lubię. Pamiętam, kiedy pierwszy raz go spotkałem. I wtedy, już na całe życie wiedziałem, że nie ocenia się ludzi, ani po pozorach, ani po wyglądzie. Ocenia się po oczach. Odziany był w czarne, obcisłe ubranie, które podkreślało jego umięśnione ciało. Z pozoru wydawał się bardzo brutalny, ale jego wzrok mówił co innego. Oczy były tak łagodne - od razu wiedziałem, że to On zajmie miejsce mojego ochroniarza, a zaraz potem menedżera. Ale zaraz może to miejsce stracić, jeśli nie przestanie się na mnie wydzierać.
-15 minut spóźnienia! Za ten czas zdążyłbyś się już ubrać! - biadolił, a ja w tym czasie narzuciłem na siebie moją ulubioną, fioletową koszulę i czarne spodnie, które wczoraj zostawiłem na podłodze – Pomyśl sobie co by się stało jakby pilot samolotu się spóźnił! Albo ja.
Dałbyś nam wtedy taki ochrzan, że popamiętalibyśmy Cię na całe życie. Z resztą i tak będziemy Cie pamiętać, bo przecież jesteś naszym pracodawcą... - peplał dalej, zapominając od zaczęła się ta gadanina, a ja już zdążyłem umyć zęby i uczesać włosy – Pracodawcą, który smacznie wyleguje się w łóżku, bo nie pomyśli o tym, że... - spojrzał na posłanie – Michael...?
-Wayne, chyba tracimy przez Ciebie czas? - powiedziałem sarkastycznie ze znaczącym uśmiechem na twarzy.
-Nawet mnie nie wkurzaj – powiedział, ale wiedziałem, że nie jest na mnie zły. Jest po prostu nerwowy. - za pięć minut na dole – dodał.
-Za pięć minut. - potwierdziłem.
Kiedy drzwi się za nim zamknęły podążyłem w kierunku łazienki zrobić sobie...makijaż. Za każdym kiedy zabieram się do wykonywania tej czynności czuję się dziwnie.
Nie chodzi już o samą chorobę, bielactwo, ale o bzdury, jakie ludzie wypisują na mój temat w gazetach. Nie mogę rano zwyczajnie siąść przy śniadaniu i czytać gazetę, w której piszą, że nie mogę żyć normalnie, bo spędzam za dużo czasu w komorze tlenowej, albo ciągle poprawiam swój nos. I tak zaczyna zataczać się błędne koło, które jak na razie nie ma zamiaru przestać się kręcić. Po prostu nie mogę tego zrozumieć.
Nałożyłem kosmetyki, tak jak uczyła mnie Karen, moja kosmetyczka. Byłem gotowy. Dzisiaj jadę odwiedzić szpital dziecięcy.
Na zegarku godzina 7.40, niezbyt dużo czasu. 10 minut temu miałem jeść śniadanie
Zszedłem do kuchni. Znowu gofry! Ale tym razem dwa, no tak, przecież mogę „przytyć”... pośpiechu zjadłem śniadanie i udaliśmy się do samochodu, który czekał przed bramą, aby nas zawieść do szpitala.
Siedziałem oparty o szybę samochodową. Z nieba leciały obfite krople deszczu. Na szkle powoli zaczęły osiadać krople wody, a ja obserwowałem jak się „ścigają”.
-Mike, wszystko gra?
-Po prostu... na myśl o tych dzieciach robi mi się smutno. Tak bardzo jest mi ich żal. Tak bardzo chciałbym je wszystkie uszczęśliwić, zabrać do Neverlandu i się z nimi bawić. Chciałbym..chciałbym mieć prawdziwą rodzinę, Wayne.
Zrezygnowany spuściłem głowę w dół.
-Nie wolno Ci się załamywać. Kiedyś na pewno założysz rodzinę. Musisz być po prostu cierpliwy. No, już. Nie rozmiękaj, Mike. Dzieci nie mogą Cię zobaczyć w takim stanie. Czy to nie Ty im zawsze powtarzasz, że wystarczy tyko uwierzyć, a wszystko jest możliwe? Teraz Ty, uwierz we własne słowa.
Wayne miał rację. Nie mogę zawieść tych dzieci, one na mnie liczą.
Podjechaliśmy pod szpital. Zaczęło się rozpogadzać. Przestało padać, a słońce powoli przebijało się przez chmury. Wayne i ja weszliśmy do środka, a ochroniarze wzięli paczki z zabawkami. Pielęgniarka prowadziła nas w stronę sal, w których przebywały dzieci. To nie pierwszy raz, kiedy odwiedzam szpital, ale za każdym razem czuję się tak samo szczęśliwy i zarazem smutny. Wszedłem do sali i ujrzałem dzieci. Piękne, małe istoty, zesłane nam od Boga. W ich oczach dostrzegłem iskierkę nadziei na lepsze jutro. Chciałbym im zapewnić pewność tej nadziei. Widać było, że są trochę poddenerwowane. To nic. Wziąłem jedną paczuszkę od Paul'a i wręczyłem dziewczynce, która nawet po odebraniu prezentu, nie spuszczała ze mnie wzroku. Kiedy rozdałem zabawki, dzieci zaczęły się otwierać na moją obecność i wspinać mi się na kolana. Razem się śmialiśmy i bawiliśmy. Brałem je na kolana i łaskotałem, a niektóre z nich zasypiały w moich rękach. Gdyby na świecie nie było dzieci umarłbym. Świat bez dzieci jest jak niebo bez gwiazd. Dlatego codziennie dziękuję za nie Bogu i modlę się o ich szczęście i bezpieczeństwo. Kocham dzieci, bo nie mają takich sceptycznych poglądów na świat jak niektórzy dorośli ludzie.
Niestety, moja wizyta dobiegła końca i musiałem pożegnać się z moimi małymi, nowo poznanymi przyjaciółmi.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.fin-rach.pun.pl www.shinobipbf.pun.pl www.lks-dab.pun.pl www.antywszystko.pun.pl www.klan-es-el.pun.pl